piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 3.

Lize, kocham Cię XD Ty mój kaloszu do pary *_____*
Kocham też Szatanu.
Kocham Sumi.
Kocham Mikaelę, dziękuję za kartkę ;*
To to jest dla Was :3


Blue niepewnie uchyliła drzwi i od razu w cienkiej szczelinie między futryną pojawiły się czarne oczy jej przyjaciółki.
– Blue – powiedziała Anna najspokojniej, jak umiała. – Alice dziś nie przyjdzie.
Blondynka zmroziła Annę wzrokiem, która bacznie przyglądała się zamianom nastroju drugiej dziewczyny. Widząc, że w miarę dobrze idzie jej przyswajanie informacji, kontynuowała:
– Ale jest jej brat, Dede… – słysząc chrząknięcie z tyłu, szybko poprawiła swój błąd. – To znaczy Jeff… Eeem, albo Izzy…
– Cokolwiek – wtrącił chłopak.
Blue, słysząc ton chłopaka od razu szeroko się uśmiechnęła i wyszła z łazienki, nieomal nokautując drzwiami swoją przyjaciółkę.
– Może być – gdy blondynka to mówiła, uśmiech cały czas nie schodził z jej twarzy. Uściskała skołowaną Ann i praktycznie wypchnęła za drzwi wejściowe. – Papa! – wykrzyknęła, po czym zatrzasnęła za dziewczyną z hukiem drzwi, zostając sam na sam z Izzy’m, który zaczynał się bać.
– Jesteś może głodny?
– Emm.. w sumie – zastanowił się chwilę. Nic nie jadł od dobrych trzech dni, bo i po co, gdy czas na przygotowywanie jedzenia można przeznaczyć na coś o wiele ciekawszego, jak grzanie hery lub opróżnianie butelek? Co ja tu właściwie, kurwa, robię?, pytał sam siebie, po czym wzruszył ramionami i dał zaciągnąć się do kuchni, gdzie drobna dziewczyna usadziła go na stołku i postawiła talerz
z kanapkami z dżemem. Nawiasem mówiąc, był to raczej dżem z kanapką.
– Dzięki – mruknął, wsadzając sobie pierwszą do otworu paszczowego. Blue skubała jedzenie i bacznie przyglądała się chłopakowi, którego oczywiście rozpoznała od razu.
W kuchni, która była o niebo lepiej oświetlona niż korytarz czy sypialnia, dało zauważyć się parę ciekawych szczegółów w wyglądznie chłopaka. Jego włosy były czarne, jednak z granatowym (a może nawet fioletowawym?) poblaskiem. Na szczęce, z lewej strony, miał pieprzyk, a w lewym skrzydełku nosa niewielki kolczyk. Przesunęła wzrokiem po jego silnych ramionach i klacie, której walory uwydatniał czarny, obcisły T-shirt. Wróciła do jego twarzy i czarnych oczu, które od dłuższej chwili się jej przypatrywały.
Izzy był zaciekawiony tą małą osóbką, która tak bezczelnie mu się przyglądała. Ale zamiast wyjść, jak to miał w takich przypadkach
w zwyczaju, został – coś w niej było, co nie pozwalało mu jej zwyczajnie olać.
Może to, jak w jej włosach odbijały się świetlne refleksy. Albo to znamię w kąciku oka o wielkości pestki jabłka. Była taka zwyczajna ale jednocześnie… niezwyczajna. Brawo, świetna logika, pomyślał chłopak z przekąsem.
Blue była zgrabna, a barka jakiś nieziemsko wielkich piersi nie zmieniał faktu, że była atrakcyjna dla gitarzysty. A to nie wróżyło dobrze. Od dziewczyny biła taka pewność siebie, roztaczała wokoło aurę, która przyciągała go niczym ziemskie przyciąganie. A jej oczy… jej oczy miały kolor niczym błękitny ocean.
Izzy wciągnął głęboko powietrze przez nos i szybko odwrócił wzrok, po czym wbił go w talerz, na którym ostały się tylko okruszki.
– Pójdziemy na spacer?
Chłopak drgnął na dźwięk głosu dziewczyny, bowiem w pomieszczeniu panowała idealna cisza. Anna przed wyjściem wyłączyła radio i wszędzie było cicho.
- M-może później – powiedział. Sam nie wierzył, że się zająknął na początku. To były jakieś czary, bo jak to wytłumaczyć? Nigdy nie mówił na darmo, a jak już się odzywał, to zawsze był pewny tego, co mówi. Zawsze.
- Dzięki – mruknął i wstał od stołu. Poszedł do sypialni, jak najdalej od niej. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym za sprawą zasłon panował półmrok. Gdzie nie gdzie leżały w nieładzie ubrania, łóżko było nie pościelone a w kącie pokoju coś wyraźnie śmierdziało. Izzy podszedł i zauważył, że smrodek unosił się z klatki, w której jakieś dwie futrzane kulki patrzyły się na niego wyłupiastymi oczami jak paciorki.
Stradlin wpatrywał się w świnki morskie tak usilnie, że nie zauważył, kiedy Blue znalazła się obok niego. Ocknął się dopiero wtedy, gdy jeden z futrzaków znalazł się jakieś trzy cale od jego twarzy.
- To jest Kiwi – Blue praktycznie rzuciła małe, przerażone zwierzątko na klatę tego większego, równie  przerażonego zwierzątka. – A ten drugi kłak to Pusia, tyle że ona gryzie i jej nie wyjmuję.
Dziewczyna zbliżyła się do Jeffa i podrapała za uszkiem świnkę, na co ta zaburczała jak… jak… jak stary telefon.
- Jakie śmieszne – powiedział Izzy i zaśmiał się, jednak po chwili mina mu zrzedła, Blue za to rzuciła się na łóżko i zaczęła się turlać ze śmiechu. Chłopak odłożył zwierzaka do klatki, a ten szybko schował się w domku, pozostawiając czarnowłosego z dosyć mokrym prezentem na bluzce.
- Fuck – mruknął Izzy i popatrzył się z wyrzutem na ocierającą łezki z kącików oczy Blue. – Wiedziałaś, że to zrobi!
- Nie! – zaprzeczyła dziewczyna, energicznie kręcąc głową, przez co jasne loki zaczęły podskakiwać na wszystkie strony. – Po prostu twoja mina była bezcenna!
Jeff westchnął ciężko i zdjął zasikaną przez Kiwi bluzkę. Blue podeszła, wyjęła ubranie z jego rąk i poszła dorzucić do prania, po czym wstawiła pralkę. Wróciła do chłopaka, który wciąż stał w tym samym miejscu, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Blondynka popatrzyła się chwilę na jego umięśniony tors, który bez koszulki prezentował się o wile lepiej, i wyciągnęła ze stojącej przy drzwiach szafy dużą, luźną koszulkę w czarnym kolorze.
- Powinna pasować – powiedziała dziewczyna i ze smutkiem patrzyła, jak chłopak zakłada na siebie koszulkę. Była trochę za luźna, ale to mu nie przeszkadzało.
- Dzięki – mruknął.
Ten facet chyba umie tylko mruczeć, myślała Blue, a na głos powiedziała:
- To co robimy?

***KILKA GODZIN OGLĄDANIA TELEWIZJI I JEDZENIA KIŚLU PÓŹNIEJ***


- Izzyyyy – jęknęła rozwalona na łóżku Blue. – Obiecałeś mi spaceeeer!
- No dobra, chwilę… tylko wstanę – odpowiedziała jej jakaś masa leżąca na podłodze i gapiąca się tępo w telewizor.
Po kolejnej długiej godzinie tej dwójce udało się wstać, ogarnąć swój wygląd i wyjść z mieszkania. Było już ciemno, a powietrze szybko traciło na temperaturze. Dziewczyna otuliła się szczelniej białą, skórzaną kurtką i ruszyła w dół ulicy, a Izzy poszedł za nią niczym cień.
W czasie tego jednego dnia to stworzenie stało mu się całkiem bliskie – tak samo nie lubili ludzi, a kochali kisiel, głupawe seriale w telewizji i nic nie robienie cały dzień. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, tak żeby nikt nie widział. Podobała mu się. Ale coś zmąciło tą idealną chwilę, gdy obserwował jej pośladki poruszające się w rytm kroków blondynki. Głód. Nie brał od rana. Sprawdził kieszenie kurtki – znalazł niewielki woreczek w środkowej kieszeni. Mało, nie dotrzymam do jutra, przemknęło mu przez głowę.
W czasie gdy Izzy zajęty był rozmyślaniem o heroinie, Blue wskoczyła do zielonego kabrioletu stojącego przy chodniku. Gdy zaczęła gmerać przy desce rozdzielczej, Izzy dwa metry dalej wytrzeszczał oczy.
- Co ty robisz?! – syknął, podbiegając do samochodu. – Ktoś cię zobaczy! Wysiadaj! – próbował przemówić dziewczynie do rozsądku, ale gdy otworzyła skrytkę przy miejscu pasażera, a jej oczom ukazały się kluczyki, wielki, triumfalny uśmiech wykwitł na jej twarzy.
Odpaliła silnik.
- Wskakuj! – powiedziała do chłopaka, a oczy niebezpiecznie jej zabłyszczały. To nie wróżyło dobrze. – Liczę do pięciu. Raz… dwa… trzy…
Izzy wskoczył na tylne siedzenie i w milczeniu przesiadł się do przodu, gdy dziewczyna ruszała z miejsca z piskiem opon. Nic nie powiedział, chociaż wszystko aż w nim krzyczało: nie!


__________________________________________
To dochodzimy do tego momentu, gdy zaczyna się właściwa część opowiadania :D Zapraszam do komentowania – to na prawdę jest dla mnie ważne. Dzięki temu mobilizuję się, by pisać dalej. Więc jeśli przeczytałeś, zostaw po sobie chociaż dwa słowa. Proooszę OuO

2 komentarze:

  1. No dobra, czas na mnie. Tak dawno nic u Ciebie nie komentowałam (a jak to robiłam, to pewnie do dupy i bez sensu), a Ty jesteś najlepszą czytelniczką, jaką można sobie wymarzyć, dlatego postaram się, żeby ten komentarz był długi i w miarę trzymał się kupy.
    Po pierwsze: Od razu poraził mnie twój styl opisywania krajobrazów, bo jest jakiś taki... Jest inny niż reszta generalnie prostego i zabawnego opowiadania. Książkowy. O, to dobre słowo. Z tych książkowych i eleganckich opisów przerzucamy się w schizę o psychicznie chorej dziewczynie i Izzym - opiekunce. Podoba mi się to :)
    Podoba mi się pomysł właśnie z tymi problemami psychicznymi.
    Podobał mi się również opis młodego Izzy'ego, gdzie nie był rozchwytywanym przez dosłownie wszystkich outsiderem, tylko czasem dostawał po dupsku i było się z czego pośmiać :D Ja tego nie potrafię, dlatego zwróciłam uwagę. Ciężko mi krzywdzić własne postacie, bo traktuję je jak dzieci (jakbyś potrzebowała wzoru schizofrenika, to masz mój numer xDD). Najgłupsza wada genetyczna ever ;__;
    Nie mogę się absolutnie doczekać reszty kapeli, no normalnie dupę mi urywa ze zniecierpliwienia :D
    A tak poza tym, to kradzież auta i Pusia, co gryzie. Kiwi - fajne imię, tak poza tym. I osikany Mistrz Stradlin "Janie, ta morska świnia oddała na mnie mocz!" ^^
    Sama Blue pewnie będzie ciekawa, no bo nie wiadomo, czego się po niej spodziewać, kiedy nie ma leków :D A ja lubię, kiedy nie wiadomo, co się dzieje.
    Dlatego teraz już będę grzeczna i będę czytała regularnie, a nie jak jakiś z koziej dupy kalkulator -.-
    OBIECUJĘ! *.*
    No... I miało być pięknie, a wyszło jak zwykle :C Już mi wena do pisania komentarzy odeszła, jestem nią szczerze zawiedziona, ale może to nie jej wina, tylko tego, że gwałciłam ją dzisiaj cały dzień, pisząc historyjkę o Duffie? Nie. To jej wina! NA STOS Z NIĄ!

    OdpowiedzUsuń
  2. No kurwa, nie! No po prostu no niee! Boże, czy ty to widzisz?! Nie dość, że mi koleś laskę bzyka, to jeszcze ma mnie faken za debila!
    POGARSZASZ SWOJĄ SYTUACJĘ. ŁYSA. PAŁO!

    Sory, nie mogłam się powstrzymać, a teraz przejdę do komentarza.
    OJEEJEJEJEJEJEJEJEJEJJEEEEEEEEJ *________________* Izzy obsikany przez świnkę morską (Kiwi :3 Ale super xD) mnie tak rozwalił po prostu, że sama się o mało nie posikałam ;___; Zresztą w sumie nie dziwię się tej śwince... Nie wiem co ja bym zrobiła, jakby mnie ktoś rzucił na klatę Izzy'ego, ale posikanie z ekscytacji jest pewnie jednym z możliwych scenariuszy... ;__;
    Szatanu coś napisała, że jej dupę urywa, ale skoro tak, to MI URYWA DWIE >:C (Nie żebym miała, ale ja tak bardzo chcę wiedzieć co dalej, że jak Szatanu może chcieć bardziej niż ja?! :oooo To nie ma prawa bytu!) No po prostu... Izzy porwany (no, może nie do końca) przez nieprzewidywalną zupełnie Blue, jakimś kabrioletem (zapewne takim, co się go zajebiście rozbija pędząc 200km/h pod prąd po autostradzie), w dodatku ukradzionym, z ostatnim woreczkiem magicznego proszku w kieszeni O.O Oni umrą, mówię Wam. Albo Blue wciągnie cały proszek i wtedy to już w ogóle będzie, bo Izzy'emu odbije i uciekną do dżungli, gdzie spotkają rudego orangutana, który im zaśpiewa "Hakuna Matata" razem ze swoim przyjacielem wciętą żyrafą z basem.
    Albo po prostu stanie się coś okropnego i złego, przez co zjem z nerwów cały sweter i nie będzie to miało nic wspólnego z florą i fauną sawanny, czy innego lasu równikowego.
    Nieważne, CZAS POKAŻE @.@
    No, ale racja, jednak. DAWAJ RESZTĘ, BO WPIERDOL ;___;
    Mimo, że Cię przecież kocham! (No tak, tak! A coś Ty myślała? Że ze mnie taki pasożyt, co wysysa z innych miłość, a sam nic nie daje w zamian? ;-;)

    Obstawiam, że pierwszego spotkają... (Hm...) Duffa! A jak nie mam racji, to w zamian mogę się przebrać za wielką butelkę wódki i zaśpiewać Ci pod oknem "Przybyli Ułani" :3

    No, najlepszego z okazji urodzin Stevena, czy coś <3

    OdpowiedzUsuń